EWAZNIEBA. Było. minęło i się nie wróci.

czwartek, 2 stycznia 2020

drzewa i śpiew ptaków


Choć od mojego ostatniego wyjazdu do Dortmundu minęło sporo czasu, jeszcze nie zdążyłam o tym napisać. Najwyższa pora, aby trochę powspominać. A i na duszy zrobi się cieplej, bo pogoda taka nijaka, nie wiadomo czy zima, czy też coś innego. Wracam więc pamięcią do maja i czerwca, najpiękniejszych dla mnie miesięcy w ciągu całego roku. Wszystko wtedy kwitnie, zielenieje, chce się żyć. Przynajmniej ja tak mam. Jeszcze nigdy się nie zawiodłam. 




Także i tym razem. Słoneczne dni przeplatały się z deszczowymi, w sumie całkiem sympatycznie, ale nie to było najważniejsze. Zostałam oszołomiona nadmiarem. Wiedziałam przecież, że zobaczę wokół siebie drzewa i krzewy, ale zapomniałam o ilości. Któregoś dnia próbowałam je zliczyć, ale jak dobrnęłam do setki, przestałam. Miałam wrażenie, że wypoczywam we wspaniałym kurorcie, nie dość, że z bogactwem roślin, to jeszcze codziennym śpiewem ptaków. Tak, to było najmilsze, koiło duszę i przynosiło spokój. Trele, nawoływania ptasich par, pogwizdywania... o każdej porze dnia. Rankiem, w południe, wieczorem, na spacerach z psem, wokół domu i w kilku pobliskich parkach.



Z tej świeżości, soczystości koloru czerpałam niezwykłą siłę. Podziwiałam dorodne, zdrowe drzewa liczące kilkadziesiąt lat i tęskniłam za czymś takim u siebie. Mogłam stać nawet kilkanaście minut i wpatrywać się w okazy, które zachwycały mnie najbardziej. Jeden zwłaszcza mnie oczarował. Drzewo o żółtych, pięknych kwiatach, którego nigdzie wcześniej nie widziałam i nie znam jego nazwy.

Oczywiście, chciałam czy nie, porównywałam to co widziałam z rachityczną, nędzną zielenią mojego osiedla. Zastanawiałam się jak oni to robią. Nie widziałam ani jednego pniaka, ani jednego chorego czy ściętego drzewa. To doprawdy zakrawało na cud.



              

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz