Trochę to niesamowite - randki, pierwsze pocałunki, humor i zabawy - wszystko to na zniszczonym cmentarzu. Nikt nas wtedy nie uczył szacunku dla obcej nekropolii. Traktowaliśmy ją zatem jak miejsce znane tylko wtajemniczonym dzieciakom. Plac otoczony bujną zielenią i pięknymi starymi drzewami. Co z tego, że nagrobki były okaleczone, poprzewracane. Marmurowe płyty służyły nam za siedziska. Jak się na nich stanęło, okazywały się znakomitymi punktami obserwacyjnymi. Trzeba było czuwać i sprawdzać czy wróg nie nadchodzi. Tutaj zawsze trafiali szkolni wagarowicze. Przeczekali godzinkę lub dwie i wracali do domu o właściwej porze. Dziewczęta, lekko przestraszone i chłopcy imponujący nam swoją odwagą. Aby wysłuchać opowieści o duchach w towarzystwie prawdziwych nieboszczyków trzeba nie lada śmiałości. Pobudzona wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Najbojaźliwszym z nas spłatała niejeden figiel. Uczniowie starszych klas wybierali wieczorną lub nocną porę. O takich cmentarnych bohaterach krążyły w szkole opowieści.
W
szóstej lub siódmej klasie, dokładnie nie pamiętam, przeżyłam jeden z
koszmarniejszych epizodów. Musiałam przejść inicjację zapalenia
pierwszego papierosa. Ceremonia odbyła się w czasie najdłuższej przerwy
lekcyjnej. Papieros krążył z ust do ust w koleżeńskim kółeczku, a z
krzaków ulatywał pewnie dymek. Trafiło wreszcie na mnie. Oczy mi wyszły
na wierzch, mało się nie udusiłam, ale wytrwałam dzielnie do końca. Nic
to, że później chorowałam kilka dni... O wiele zabawniejsza okazała się
moja wymarzona pierwsza randka. Wyprawiłam na nią najlepszą
przyjaciółkę. Jako forpoczta przyjęła zaloty mojego chłopaka. Tak się
bałam pierwszego pocałunku. Straciłam i koleżankę, i potencjalnego
narzeczonego.
Stary
cmentarz naprzeciw naszej szkoły widział pewnie wiele podobnych
historii. Może smutnych, może wesołych. Funkcjonował przecież wiele lat
przed i jeszcze kilkanaście po wojnie. Oddany do użytku w połowie XIX
wieku, jako lokalny cmentarz grzebalny wsi Niemierzyn. Z racji dogodnego
położenia szybko awansował na miejsce pochówku szczecińskiej elity.
Zajmował prawie szesnaście hektarów, otaczał go wysoki ceglany mur,
którego fragmenty pozostały do dzisiaj. Piękne marmurowe nagrobki
przetrwały do lat siedemdziesiątych XX wieku. Wtedy na ziemiach
zachodnich rozpoczął się proces systematycznego likwidowania niemieckich
pozostałości. Teren cmentarza przekształcono w park dendrologiczny.
Ślady przeszłości pozostały w niziutkich murkach okalających park -
widoczne są w nich kawałki połamanych tablic nagrobnych i grobowców. Na
terenie dzisiejszego Ogrodu Dendrologicznego nie ma żadnej informacji,
że niegdyś znajdował się tutaj cmentarz. Młodzi ludzie, spacerując
parkowymi alejkami, nie mają o tym zielonego pojęcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz