Dla wielu rodzin nadszedł czas komunii. Postanowiłam więc przypomnieć jak to drzewiej bywało. Wcale nie tak strasznie i wcale nie tak biednie. Po prostu inaczej. Nauka religii odbywała się w kościelnych salkach katechetycznych i nikomu to nie przeszkadzało. Pamiętam doskonale proboszcza naszej parafii, sympatycznego starszego siwego pana na zdjęciu. Pamiątkowe zdjęcie zrobione zostało na tle muru otaczającego nasz kościół. W kółeczku mój brat, musiał więc być rok 1964.
O, moja komunia przypadła na szczyt eksperymentów modowych mojej kochanek mamy. Jako jedyna miałam sukienkę przed kolana i ledwo, ledwo wianek na włosach. Broń Boże, żadnego kręcenia loków! A ja wtedy chciałam wyglądać dokładnie tak jak wszystkie. Jak "chcenia" się zmieniają ;).
OdpowiedzUsuńJa z kolei marzyłam o długich włosach, zakręconych na papiloty oczywiście. A miałam obcięte króciutko prawie po męsku. I nie miałam nic do gadania. Włosy były obcinane dla wzmocnienia i już. Długie mogłam zapuścić dopiero w ostatniej klasie liceum. A moda komunijna faktycznie się zmienia.
OdpowiedzUsuńBardzo rozumiem. Ja całe dzieciństwo miałam fryzurę na tak zwaną chłopięcą fajerkę. I te loki też rozumiem. Mama uważała, że mam za mizerne włosy na inne uczesanie. Dziś kiepskie, bo kiepskie, ale długie aż do ramion.
UsuńA u mnie podcinanie pomogło:)) Za to proste i też niedobrze :))
UsuńZa to teraz masz loki :)! (jeśli dobrze widzę ;))
OdpowiedzUsuńAno mam... te dzisiejsze sztuczki, stylingi, wałki. Naturalne - mam bardzo proste... jak druty :))Moje marzenie to falujące na wietrze loki :))
Usuń