EWAZNIEBA. Było. minęło i się nie wróci.

sobota, 1 września 2012

moje psy


Może to głupie, może śmieszne. Może komuś się wyda infantylne. Ale właściwie co to mnie obchodzi. Słyszałam, że bokserki to jedne z najłagodniejszych psów. Dzieci mogą po nich dosłownie chodzić, a one nawet nie warkną. W mojej rodzinie są bardzo popularne. Ja nigdy takiego dużego psa nie miałam. No i nie miałam psa jako dziecko. Rodzice wykazali się w tej sprawie dużą odpornością i odpowiedzialnością. Zawsze podkreślali, że takiego kaprysu czy zachcianki spełnić nie mogą. Na pierwszego psa czekałam więc dosyć długo. Prawdę mówiąc dostałam go dopiero wtedy, kiedy osiągnęłam pełnoletność.

Moim pierwszym pupilkiem była suczka rasy pekińczyk. Taka śmieszna mordka. Urocza i zabawna. Szczekliwa i hałaśliwa. Korka. Dumnie maszerowała chodnikiem jak jakaś królowa. Byle jaki pies nie mógł do niej podejść. Gdy miała dwa lata szczeniła się i niestety coś poszło nie tak. Nie wiem dokładnie jak to się stało, bo nie było mnie w domu, nie było mnie w mieście. Kiedy się dowiedziałam, że Korka zdechła płakałam jak bóbr. Znajomi nie wiedzieli oczywiście co się dzieje. Pytali, czy zmarł ktoś w rodzinie? Było mi głupio, że tak beczę z powodu psa, że ja, dorosła i tyle łez... Nie wyprowadziłam ich z błędu.

Długo, długo nic się nie działo u mnie w tej materii. Nie mogłam się zdecydować, byłam zbyt zajęta studiami, później  pracą. Drugi piesek trafił do mnie przez przypadek. Miałam się nim zaopiekować tymczasowo z powodu wyjazdu właścicieli do dziecięcego sanatorium. Tylko na miesiąc. Został na zawsze. Trzymiesięczny kundelek zwany Ciapkiem. Faktycznie ciapowaty był strasznie, takie ciepłe kluseczki. Zawsze z panią, zawsze przy pani. Nie odchodził na krok. Był pieszczoszkiem i panem mądralińskim. Przyjazny i życzliwy przyciągał przyjaciół. Wiele lat sprawiał nam małe, codzienne radości. Niczego w zamian nie chciał. Zachorował na cukrzycę, powoli odchodził. Zdechł gdy nie było mnie w domu, czekając w korytarzu. Mam nadzieję, że spokojnie i bezboleśnie. Dzieci urządziły mu pochówek w parku, do którego chodził codziennie na spacery. O łzach nawet nie wspominam. Może trudniej byłoby je schować, gdyby nie nowy zbieg okoliczności. W tydzień po feralnej dacie dowiedziałam się, że znajomi zamierzają oddać do schroniska kundelkowatą suczkę. Roczną Dianę.
I znowu zadecydował traf. A właściwie nie. Diana miała powrócić do schroniska. Wydało mi się to nie do zniesienia, zwłaszcza dla psa. Żal, żal i jeszcze raz żal. To była moja decyzja. Suczka okazała się charakterna i niezmiernie złośliwa. Nie dla mnie. Dla wszystkich innych. Domu pilnowała jak twierdzy. Mnie strzegła jak osobisty ochroniarz. Było to trochę uciążliwe. W końcu się przyzwyczailiśmy. Na dworze występowała zawsze w kagańcu. Kaganiec to był jej atrybut. Ja z nią, bardzo odważna. Na spacery wychodziłam nawet o 1. czy 2. w nocy. I się nie bałam. Prawie wszyscy dzielnicowi chuligani wiedzieli, że to groźny pies. Nie było z nią żartów. Jeden jedyny raz miała szczeniaczki i wspaniale się sprawdziła jako psia mama. Później, gdy zdechła, żałowałam że nie zostawiłam dla siebie jednego szczeniaka. Miałabym kontynuację. A tak znowu powstała pustka. Trzy miesiące próbowałam walczyć z chorobą Dianki, z jej marskością wątroby. Uśpienie psa to była dla mnie wielka trauma. Dla niej na pewno ulga i spokój. 


Tym razem nie dałam tak szybko się namówić na nowego pieska. Ale minęło siedem lat... i skusiła mnie bratanica, wielka miłośniczka czworonogów, zwłaszcza rasy bokser. Na prośbę jej koleżanek z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zgodziłam się na próbny pobyt zagubionego gdzieś tam kundelka. Rafi, to sympatyczny czarno-brązowy łobuziak. Niezwykle ruchliwy, posłuszny i mądry. Bez trudu nauczył się reakcji na podstawowe komendy. Mogę go śmiało puścić ze smyczy. Wiem, że do mnie wróci. To mały podlizuch, lubiany przez wszystkich. No i pies na suczki. Jak mawiają znajomi - "pies erotoman". Sprawia nam wiele radości i towarzyszy we wszystkich spacerach. Na pewno zostanie już u nas do końca swoich dni. I będzie po psiemu szczęśliwy. To się po prostu należy tym naszym mniejszym przyjaciołom.
Te "psie" wspomnienia naszły mnie, gdy zobaczyłam zdjęcie tego nieszczęśliwego, powieszonego bokserka. Piszę o psach dlatego, że tak jak ludzie, były i są częścią mojego życia. I tyle.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz