EWAZNIEBA. Było. minęło i się nie wróci.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

nadzieja piłsudczyków


Tym razem opowiem o naszym wieloletnim przyjacielu i dziejach jego rodziny. Żałuję, że nie spisałam dokładniej jego wspomnień, dzień po dniu, rok po roku. Ale zacznę od początku, czyli od seniora rodu (rocznik 1896), którego miałam okazję poznać i kilka razy z nim rozmawiać. Józef Syruć, żołnierz ochotnik walczący o niepodległość Polski roku 1918, miał szczęście (lub nieszczęście, patrząc z perspektywy wielu lat) zostać objętym ustawą o nadaniu ziemi żołnierzom szczególnie zasłużonym. Mówimy oczywiście o ziemi na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej.
Mogę sobie tylko wyobrazić radość z jaką młody człowiek, były żołnierz, przyjął decyzję najwyższych polskich władz, z Józefem Piłsudskim na czele. To był jego idol, jego bohater, dla niego gotów był na bardzo wiele. Nawet na wygnanie. Bo Kresy to było chyba takie powojenne wycofanie z głównego nurtu życia odradzającej się Polski. I choć w centrum było trudno, jeszcze gorzej było na obcej dotąd ziemi. Właściwie nie było niczego. Dróg, kolei, zakładów, szkół, kościołów. Tylko opuszczona, zaniedbana ziemia. Bez domów, bez gospodarskich obejść, bez inwentarza. Aby tam zostać i przetrwać ludzka wzajemna życzliwość musiała mieć niewiarygodną moc. Początkowo pomagało im wojsko. Pomoc rządowa, jak chyba zawsze i wszędzie na świecie, była nieudolna i prawdopodobnie ogarnięta korupcją. Było bardzo, bardzo ciężko, ale powoli się udawało. Najgorsze minęło w ciągu kilku lat. Wiosna 1921 roku odchodziła w zapomnienie.
Osady się rozwijały, weselisko goniło weselisko, dzieci się rodziły, rosły, zaczęły chodzić do polskich szkół. Dni radosne przeplatały się ze smutnymi, bo nie brakowało im przecież problemów. Nie tylko ze swoimi, ale i z obcymi. Ale powoli się asymilowali. Dbali o tradycję, wspólne świętowanie. Działały chóry, zespoły teatralne, uczyli się patriotyzmu i historii. I mimo, że musieli ciężko pracować nie oddaliby tego za nic na świecie. Zapuszczali korzenie, planowali przyszłość dzieci. Józef Syruć również. Swoim dwóm synom, starszemu Edziowi i młodszemu Stasiowi. Mieli się uczyć, mieli iść do szkół. Z Edwardem zwłaszcza wiązali duże nadzieje. Nikt nie myślał o najgorszym, nikt nie przewidywał tego, co się stało. Przeciwnie, byli pełni optymizmu. 17 września 1939 roku przyjęli z dużym zaskoczeniem i niedowierzaniem. Jak to możliwe, jak to mogło się stać? Nie bawili się w wielką politykę, chcieli tylko pracować na swoim. Ale nawet to marzenie im odebrano. 10 lutego1940 roku NKWD rozpoczęło realizację decyzji władz radzieckich o wywłaszczaniu między innymi osadników wojskowych. W siarczysty prawie 40-stopniowy mróz całą rodziną wywiezieni zostali na Syberię.
(cdn)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz