EWAZNIEBA. Było. minęło i się nie wróci.

niedziela, 28 października 2012

rzeźnik z niebuszewa 2

Wilsona 7 - tutaj mieszkał rzeźnik z Niebuszewa.
Moja dzielnica zawsze cieszyła się złą sławą. Długo nie wiedziałam i nie rozumiałam dlaczego. Kochający rodzice, wspaniała babcia i reszta rodziny, wszystko to zapewniało mi duże poczucie bezpieczeństwa. Bardzo, bardzo długo wierzyłam i ufałam ludziom, także tym całkiem obcym. Złą sławę dzielnicy zrozumiałam później, w czasie dorosłych już rozmów. Wtedy, kiedy usłyszałam historię niegdyś spędzającą sen z powiek matek z Niebuszewa. Wtedy, kiedy przywołałam swoje własne wspomnienia.

Historia jest oczywiście prawdziwa. Pokrótce ją przypomnę. Działa się na początku lat 50., dokładnie na rok przed moim narodzeniem. Nie znałam jej więc z własnego doświadczenia, lecz z opowieści starszych koleżanek, sąsiadów, znajomych i przyjaciół. Historia jest nieprawdopodobna, przerażająca. Dotyczy zbrodni najgorszego rodzaju, popełnianej chyba dla przyjemności i materialnych korzyści. Przez wiele lat o niej rozmawiano. Strach był tak wielki, że kobiety bały się same wychodzić z domu. Bohater kryminalnej historii zwany "rzeźnikiem" przyjechał do Szczecina ze Śląska, znał doskonale niemiecki, opanował biegle rzeźnicze rzemiosło. Zabijał dorosłych, kobiety i mężczyzn, zabijał dzieci. Trupy pomordowanych przerabiał na wędliny i sprzedawał podobno na bazarach. Niezbite dowody winy znaleziono w jego mieszkaniu i w stawie największego szczecińskiego parku. W całym procederze pomagała mu kasjerka z pobliskiego kina. Proces "rzeźnika" trwał kilka dni, a karę śmierci wykonano niezwłocznie po wydaniu wyroku. Wszystko to wydarzyło się w roku 1952. I pomyśleć, że przez wiele lat mieszkałam naprzeciwko tego słynnego miejsca, a przyjaciółka naszej rodziny na ostatnim piętrze tej kamienicy.

Teraz wrócę do mojej historii, która o mały włos nie skończyła się dla mnie tak jak dla ofiar "rzeźnika z Niebuszewa". Zajmowaliśmy duże mieszkanie na parterze kamienicy przy ulicy Rewolucji Październikowej (jeszcze wcześniej Wilsona, teraz Niemierzyńskiej). Prowadziła do niego oddzielna klatka schodowa, która izolowała nas w pewnym sensie od reszty sąsiadów. Minęły dwa lata od śmierci mojej babci. 
Tego pamiętnego przedpołudnia byłam w domu sama. Dorośli w pracy, brat gdzieś w szkole lub na podwórku. Zawsze mnie oczywiście ostrzegano, że obcym ludziom nie należy otwierać drzwi. Jakby na przekór temu, gdy usłyszałam dźwięk dzwonka, natychmiast je otworzyłam. W drzwiach stał potężny zwalisty mężczyzna, wzrostu ponad metr osiemdziesiąt. Twierdząc, że przysłała go moja mama, poprosił o przygotowanie koszyka, wyjęcie z szafy ręczników i prześcieradeł. Wszystko to musiał dostarczyć mamie do pracy, ponieważ kupiła bardzo dużo mięsa i musiała je w coś zapakować. 
Uwierzyłam obcemu bez zastrzeżeń. Wpuściłam do mieszkania. Wszedł za mną do pokoju. Zabrał kilka ręczników wyjętych z szafy. Prześcieradeł nie mogłam znaleźć. I wyszedł. Były to czasy, kiedy o telefonie można było tylko pomarzyć. Przekonana o mojej niezwykłej sprawności i przydatności w tak ważnej sprawie, czekałam na powrót mamy. Pierwsze pytanie zadane mamie: - A gdzie to mięso? - wywołało zdziwienie, ale opowieść o wizycie nieznajomego spowodowała u niej spazmy. Naprawdę nie rozumiałam o co chodzi i o co ta awantura. Dopiero kilka lat później zrozumiałam w jak niebezpiecznej się znalazłam sytuacji. Jeszcze dzisiaj, jak ją wspominam, robi mi się naprawdę słabo.
Niekiedy zastanawiam się dlaczego ten nieznajomy wyszedł, dlaczego nic się nie stało? Może moja pewność siebie o tym zadecydowała, może pies w domu, a może rozkład mieszkania i  prowadzące do każdego pokoju zamknięte drzwi? Może jego niepewność i pytanie, czy aby ktoś dorosły nie znajduje się za tymi drzwiami?

Dodam, że o rzeźniku z Niebuszewa nakręcono amatorski film fabularny, o czym można poczytać tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz