Kilka dni temu zaczęłam wspominać Połczyn-Zdrój i mój udany pobyt w tym uzdrowisku. No i zdarzył się taki niefortunny zbieg okoliczności. W nocy z 17 na 18 lipca spłonął zabytkowy dworzec PKP w Połczynie-Zdroju. Doszczętnie
spłonął. Mieszkały w nim
podobno trzy rodziny. Całe szczęście nic się im nie stało, choć wszystko
stracili.
Pomyślałam więc znowu o
Połczynie-Zdroju. I moim zaciekawieniu połczyńskimi fontannami,
mniejszymi i dużymi. W sanatoryjnym budynku i w mieście. Te sanatoryjne
były już tylko elementem ozdobnym korytarzy. Niestety nieczynne,
nieżywe. Żałowałam, że idąc długimi ciągami korytarzy nie słyszę szumu
wody źródlanej, nie słyszę strużki ściekających kropel. Kiedy te małe
fontanny zostały zabetonowane, kiedy i dlaczego zlikwidowano kraniki,
przez które ciurkiem leciała ożywcza woda - nie mam pojęcia. Pytałam
wiele osób, ale nikt nie wiedział. Próbowano je ożywić, stawiając
doniczki z zielonymi kwiatami. Raz czy dwa sztucznymi. Ale to nie to,
nie tędy droga. Szkoda fontann, szkoda starego dworca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz