EWAZNIEBA. Było. minęło i się nie wróci.

wtorek, 28 sierpnia 2012

dwie prawdy. dlaczego?


Los naszego przyjaciela Edwarda Syrucia, to los niezwykle ciekawy i skomplikowany. Tego co przeżył, mogłoby wystarczyć jeszcze dla kilku osób. Dwa lata ciągłej walki, ciągle na pierwszym planie, ciągle do przodu. Do Berlina. Żeby zakończyć tę przeklętą wojnę. Żeby zdobyć wolność. Żeby z godnością żyć.
Berlin opuszczał w stopniu porucznika. Wojsko jednak nie puściło. Musiał, zgodnie z rozkazem zająć się szkoleniem młodego rocznika. Kilka lat później brał udział w walkach z UPA w Bieszczadach. To, co tam się działo przekracza moje rozumienie i niejednego człowieka mogło doprowadzić do wariactwa. Jaką trzeba było mieć odporność, aby znieść widok rozkładających się ciał, okaleczonych, z obciętymi uszami, wyrwanymi językami, podpalonych. Polaków. W tym miejscu przypomniał mi się niedawny przypadek polskiego żołnierza zawodowego, chyba komandosa, który po kilku wojskowych misjach załamał się psychicznie. I wtedy pomyślałam o niegdysiejszych żołnierzach, którzy przechodzili jeszcze gorsze piekło. Jak oni to wytrzymali? A nie mieli ani psychologów, ani leków psychotropowych, ani współczucia.
Piekło wywózki 1940 roku. Piekło Syberii. Piekło szlaku od Lenino do Berlina. Piekło Bieszczad i band UPA. Edward Syruć zrezygnował z armii. A nie był to prosty żołnierz. Był wykształconym, oczytanym człowiekiem, znającym doskonale historię. Wolał zostać cywilem, założyć rodzinę. Zasiedzieć się na ziemi zachodniopomorskiej. Gdzie w końcu ze wschodu przyjechali wszyscy jego bliscy.
Ale po co ja to wszystko piszę!? Ponieważ wiem jakim był człowiekiem i Polakiem, na czym mu zależało. I nie mogę zrozumieć, dlaczego w tej chwili poniewiera się pamięcią wielu żołnierzy tamtych czasów, porządnych ludzi. Dlaczego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz