O filmie dokumentalnym nigdy nie pisałam, choć oczywiście niejeden obejrzałam. Jakoś zawsze o fabule było prościej i ciekawiej. Tym razem muszę napisać, ponieważ emisja akurat tego dokumentu naprawdę mnie zdziwiła, a nawet - nieco przesadzając - wprawiła w zdumienie. Z kilku powodów. Najpierw jednak dlaczego w ogóle obejrzałam DUCHA VALENTINO. POLITYKĘ ZA KURTYNĄ OBRAZÓW w reżyserii Michaela Singh'a.
Przez czysty przypadek. 3 czerwca,
przeglądając w godzinach popołudniowych propozycje wielu stacji
telewizyjnych, miałam po prostu serdecznie dosyć odmieniania we
wszystkich możliwych formach nazwisk Obama i Komorowski. KULTURA
zaproponowała coś ciekawszego, choć zapowiedzi tego filmu wcześniej nie
spotkałam. I było to chyba celowe... dokument radykalnie bowiem burzy
obraz 4 czerwca, zaserwowany nam w niezwykle patriotycznej oprawie.
O czym zatem jest ten film? To ciekawa i
skrupulatna, oparta na wielu dokumentach i ocenach historyków, analiza
polityki amerykańskiej wobec świata arabskiego. Reżyser udowadnia jak
bardzo jednostronny jest obraz orientu widziany oczami białego
człowieka. Sięga do X - XI wieku, historii i polityki imperialnej
Brytyjczyków. Stawia tezę, że w tej dziedzinie Amerykanie są ich
znakomitymi uczniami i spadkobiercami. Zastanawia się nad niezwykłym
układem amerykańsko-izraelskim, którego nie można nawet delikatnie
dotknąć, nie wywołując medialnej burzy. Przekonał się o tym niedawno
amerykański sekretarz stanu John Kerry, ostrzegając władze w Tel Awiwie, iż są na najlepszej drodze do stworzenia "państwa apartheidu".
Obraz złego Indianina, którego trzeba
zamknąć w rezerwacie... obraz złego Murzyna, który na pewno skrzywdzi
biała panienkę... wreszcie obraz złego Araba, podobnie jak przed II
wojną światową obraz złego Żyda... to archetypy w dużej mierze stworzone
przez kulturę masową, dzienniki telewizyjne, gazety. Media odegrały
specyficzną rolę w budowaniu światopoglądu wyższości jednych nad
drugimi... Oczywiście niekiedy dziennikarze próbują to naprawić, zadając
bardzo niewygodne pytania. Jedno z nich padło w tym dokumencie,
skierowane do byłej sekretarz stanu Madeleine Albright (w rządzie Billa
Clintona). Muszę powiedzieć, że odpowiedź mnie zbulwersowała i
uświadomiła po raz kolejny jak wredną dziedziną życia jest polityka i
przede wszystkim jakimi kreaturami mogą być politycy.
W okresie od 1995 roku do chwili
rozpoczęcia ataku na Irak, zmarło w nim 560 tysięcy kobiet i dzieci
wyłącznie na skutek wprowadzenia sankcji gospodarczych przez USA. Na
pytanie, czy warto było poświęcić życie tylu ludzi, pani sekretarz nie
miała żadnych wątpliwości. Według niej nie warto o tym nawet mówić.
Tak.... Amerykanie to dobrzy chłopcy, przynoszą demokrację i eksportują
wolność z bronią w ręku.
I proszę mnie nie atakować za poglądy
polityczne. Swoich tutaj nie wyrażam. Obejrzałam tylko pewien smutny
dokument i w innym świetle ujrzałam naszych prawych i sprawiedliwych
przyjaciół. To wszystko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz