Kilka miesięcy temu obejrzałam ten film, ale do napisania o nim teraz dopiero się zebrałam. Nie dlatego, że temat zbyt trudny... choć łatwy też nie jest. Wywołuje dosyć gorące dyskusje, spory, a niekiedy nawet wzajemne impertynencje. A nie o to przecież mi chodzi. Do pewnych spraw potrzebny jest dystans. Dobrze więc, że nie widziałam filmu Konrada Nałęckiego w roku 1978 czy 1980, kiedy byłam bardzo młodą dziewczyną. Pewnie po latach już bym do niego nie wróciła. Z kilku powodów.
WSZYSCY I NIKT... zasiadłam przed telewizorem z ciekawością, zachęcona informacją o próbie nawiązania przez reżysera i scenarzystę do formuły czy raczej gatunku westernowego. Przypomniałam sobie dawno, dawno temu oglądane Wilcze echa Aleksandra Ścibora-Rylskiego, udany polski western, choć niektórzy uważają, że zaliczenie filmu i kilku innych do tego gatunku jest nadużyciem. Dla mnie jest to po prostu świetne, solidne polskie kino. I nie mam nic przeciwko temu, żeby je nazywać polskim westernem.
Po cichu liczyłam, że taka sama będzie historia zrealizowana na podstawie powieści Janusza Przymanowskiego, doświadczonego w końcu pisarza i scenarzysty. Zaczęło się obiecująco... akcja w Bieszczadach, tuż po wojnie, piękne plenery, no i te skojarzenia z klasyką westernu, z filmem Johna Sturgesa Siedmiu wspaniałych... bo jak ich miało nie być, jeśli nawet liczba głównych bohaterów się zgadzała. Aktorzy również znakomici, lubiani i znani: Emil Karewicz, Wiesław Gołas, Wirgiliusz Gryń, Ryszard Pietruski, Marian Opania, Bogusz Bilewski. Z takimi aktorami można było naprawdę stworzyć coś niezwykłego.
Zaczęło się obiecująco... później było tylko gorzej. Trochę to dziwne i zaskakujące, aż trudno mi wierzyć, że w latach 80. można było nakręcić takiego knota. Z miałkimi tekstami, nędznymi, ale politycznie poprawnymi dialogami i beznadziejnymi, nudnymi scenami. Propagandowy cel jaki mieli osiągnąć realizatorzy, i to w nie najlepszym stylu, stał się nadto oczywisty. To co było wartością w gatunku westernowym, starcie sił pozytywnych z siłami zła, w tym filmie wydaje się wadą. Film dotyka niełatwych spraw w historii każdego bez wyjątku narodu - walk bratobójczych i odpowiedzialności za te zbrodnie. Temat niezwykle skomplikowany i trudny do pokazania w uczciwy, prosty i zarazem interesujący sposób. Na pewno się to nie udało duetowi Nałęcki-Przymanowski i nie wiem czy komukolwiek się uda w najbliższej przyszłości.
Film WSZYSCY I NIKT zainteresował mnie z przyczyn osobistych. Bliskim przyjacielem mojej rodziny był przez wiele lat jeden z żołnierzy, którzy walczyli w Bieszczadach w 1947 roku z bandami UPA. Ale to trochę inna historia, o której opowiadałam w Dwóch prawdach.
WSZYSCY I NIKT... zasiadłam przed telewizorem z ciekawością, zachęcona informacją o próbie nawiązania przez reżysera i scenarzystę do formuły czy raczej gatunku westernowego. Przypomniałam sobie dawno, dawno temu oglądane Wilcze echa Aleksandra Ścibora-Rylskiego, udany polski western, choć niektórzy uważają, że zaliczenie filmu i kilku innych do tego gatunku jest nadużyciem. Dla mnie jest to po prostu świetne, solidne polskie kino. I nie mam nic przeciwko temu, żeby je nazywać polskim westernem.
Stefan Paska, Jerzy Matałowski, Wiesław Gołas, Emil Karewicz, Wirgiliusz Gryń, Marian Opania |
Po cichu liczyłam, że taka sama będzie historia zrealizowana na podstawie powieści Janusza Przymanowskiego, doświadczonego w końcu pisarza i scenarzysty. Zaczęło się obiecująco... akcja w Bieszczadach, tuż po wojnie, piękne plenery, no i te skojarzenia z klasyką westernu, z filmem Johna Sturgesa Siedmiu wspaniałych... bo jak ich miało nie być, jeśli nawet liczba głównych bohaterów się zgadzała. Aktorzy również znakomici, lubiani i znani: Emil Karewicz, Wiesław Gołas, Wirgiliusz Gryń, Ryszard Pietruski, Marian Opania, Bogusz Bilewski. Z takimi aktorami można było naprawdę stworzyć coś niezwykłego.
Zaczęło się obiecująco... później było tylko gorzej. Trochę to dziwne i zaskakujące, aż trudno mi wierzyć, że w latach 80. można było nakręcić takiego knota. Z miałkimi tekstami, nędznymi, ale politycznie poprawnymi dialogami i beznadziejnymi, nudnymi scenami. Propagandowy cel jaki mieli osiągnąć realizatorzy, i to w nie najlepszym stylu, stał się nadto oczywisty. To co było wartością w gatunku westernowym, starcie sił pozytywnych z siłami zła, w tym filmie wydaje się wadą. Film dotyka niełatwych spraw w historii każdego bez wyjątku narodu - walk bratobójczych i odpowiedzialności za te zbrodnie. Temat niezwykle skomplikowany i trudny do pokazania w uczciwy, prosty i zarazem interesujący sposób. Na pewno się to nie udało duetowi Nałęcki-Przymanowski i nie wiem czy komukolwiek się uda w najbliższej przyszłości.
Film WSZYSCY I NIKT zainteresował mnie z przyczyn osobistych. Bliskim przyjacielem mojej rodziny był przez wiele lat jeden z żołnierzy, którzy walczyli w Bieszczadach w 1947 roku z bandami UPA. Ale to trochę inna historia, o której opowiadałam w Dwóch prawdach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz